Survival - Modus Vivendi

[10.08.2007.]   [11.08.2007.]

Nie po raz pierwszy próbuję przekonać, że sztuka przetrwania ma niejedno oblicze. Gra karciana nazywana brydżem nadaje się do niedzielnego spędzenia czasu - po amatorsku i bez zobowiązań, ale też jest międzynarodowym sportem, a bywa też przedmiotem naukowych rozważań. Zazwyczaj okazuje się, że ludzie wolą trwać w przywiązaniu do swoich "12 Najważniejszych i Zarazem Jedynych Poglądów", niż pozwolić sobie na poszerzenie światopoglądu o kolejnych 12, i jeszcze o następne ileśtam...

W duuużym uproszczeniu powiem, że survival można podzielić na ów będący chwilową przygodą i rekreacją (dający proporcjonalnie więcej satysfakcji niż wiedzy i umiejętności) oraz na ten, który mało ma wspólnego z gromadzeniem adrenalinowych przeżyć, ale za to wzbogaca na całe życie. Tym drugim zajmuję się sam. Czasem udaje mi się skusić doń innych ludzi. Mam co do nich przynajmniej to przekonanie, że przenigdy nie udadzą się na Orlą Perć w klapkach.

Zastanawiające, że kiedy moje survivalowe poglądy stara się przedstawiać ktoś, kto o survivalu tylko słyszał potoczne teksty, stara się on ułożyć moje słowa na kształt miłych, lekkich rekreacyjnych bajdurzeń o jedzeniu mrówek - i do tego survival ma się sprowadzać. Czy już ma tak być, że sztuka przetrwania ma pozostać wyłącznie prostacką, choć burzliwą zabawą jak skok na bungie?

Czy to takie złe, że survival stosowany w życiu "na poważnie" oznacza RATOWNICTWO?

Czy może lepiej jest pozostawać w infantylnym świecie zabawek dla dorosłych?


Tak się trochę rozkleiłem, gdyż w wydaniu specjalnym do szlachetnego magazynu National Geographic o tytule Traveler (nr 4/2007) ukazał się tekst o survivalu podpisany moim nazwiskiem. Owszem, parę linijek mego tekstu tam jest. Trudno jednak, bym chciał się podpisywać pod myślami, które nie są moimi. Nie zajmuję się propagowaniem survivalu jako pomysłu na odstresowanie po rozmowie z szefem. Odcinam się również od działalności firm outdoorowych, które jakieś brykania na łonie przyrody od razu nazywają survivalem.

Moim podstawowym zamiarem jest pokazywanie sztuki przetrwania jako ścieżki samorozwoju. Nie chcę odbierać nikomu przyjemności zabawy w survival od czasu do czasu, ale też nie chcę nikogo łudzić, że ukończenie czegoś, co nazwano 'kursem' lub 'szkoleniem' czyni kogokolwiek traperem nad trapery. "Szkoła przetrwania" może być jedynie otwarciem furtki do dalszych nauk. I wolałbym, aby nikt nie przekonywał w moim imieniu, że istnieje "pigułka szczęścia w szkole przetrwania". W rzeczywistości survivalowe nauki bardziej przypominają żmudny trening, niż przygodę z adrenaliną w tle. Nawet posługujemy się (w swoim gronie) pojęciem "adrenalinal" na określenie zabaw mamiących ludzi naiwnych, że "to jest TO".

Myślę, że ludziom mądrym nie ma potrzeby osładzać czy pudrować wizji survivalu. Pozostałym - nie proponowałbym tego nawet, bo go głupio nadużyją, jak już wiele razy się to zdarzało. Potrafimy w podróżniczych magazynach mówić o tropikalnych chorobach, o zagrożeniach w krajach dużych dysproporcji społecznych, wiemy jak tłumaczyć wędrowcom o zabłądzeniu, odwodnieniu, przegrzaniu i wycieńczeniu... No właśnie - mówmy o survivalu jako o wspaniałej wiedzy dającej możliwość późniejszego sięgania po podróżnicze trofea.

Idąc na kompromis: lepiej może mówić o stosowaniu elementów sztuki przetrwania w wychowaniu, terapii lub treningu integracyjnym. A radość z survivalu może pojawiać się - jak zawsze wtedy, kiedy czujemy, że robimy coś z sensem.


[ strona główna ] [ NOTATNIK KRISKA ] [ AKTUALNOŚCI... ]
[ FILOZOFIA SURVIVALU ] [ ABC survivalowca ] [ PRZYGODY i RELACJE ] [ ŹRÓDŁA WIEDZY ] [ DYSKUSJE i ODEZWY ] [ RÓŻNOŚCI ]
[ ENGLISH VERSION ]